|
Najpierw lektura, potem awantura (czyli każdy płaci za siebie)
Po pierwsze - czytać uważnie
Po tym, jak opublikowana przeze mnie w serwisie www.szanty.com.pl recenzja występu zespołu "Róża Wiatrów" na festiwalu w Tychach rozpętała burzę niezrozumienia, oburzenia a nawet histerii i po tym, jak ostatecznie odpowiedziałem na polemikę, punkt po punkcie tłumacząc w przystępnych słowach, o co mi chodziło - po tym wszystkim miałem nadzieję, że temat ten jest poniekąd zamknięty i nawet obiecałem sobie, że więcej się w tej sprawie nie wypowiem. Bo ileż można tłumaczyć czytającym swoje własne słowa, sformułowane czarno na białym, chyba dość poprawną polszczyzną w niezbyt długim tekście? Przecież autoegzegeza jest zawsze czymś upokarzającym zarówno dla autora jak i dla tych, którzy jego słów nie zrozumieli...
Nie przewidziałem jednak tego, że głos w rozpoczętej przeze mnie dyskusji, która wcale nie miała być dyskusją, a jedynie skromną recenzją występu jednego (!!!) zespołu, zabierze osoba, którą szanuje zarówno jeśli chodzi o twórczość artystyczną jak i zaangażowanie w organizowanie festiwali i koncertów szantowych. Chodzi mi oczywiście o Michała Gramatykę - organizatora festiwalu w Tychach.
Chociaż nie ciągnie mnie do niekończących się polemik, z których ostatecznie przeważnie nic nie wynika, postanowiłem odpowiedzieć na tekst Michała z dwóch powodów. Po pierwsze, Michale, poruszyłeś w swojej opinii sprawy ogólniejsze niż tylko występy konkursowe na tyskim festiwalu. A po drugie - tak jak premierowi się nie odmawia, tak obok słów "Doktora" nie można przejść obojętnie. W międzyczasie doszedł do mnie tekst napisany przez "Psią Wachtę", więc nie chcąc pisać dwóch tekstów, postanowiłem go na koniec nieco przeredagować, tak aby treści w nim zawarte odnosiły się do tego, co napisał Michał, jak i do tego, co napisali chłopcy z Krakowa.
Po przeczytaniu Twojego tekstu, Michale, nasunęła mi się refleksja granicząca z pewnością, że chociaż przeczytałeś moją recenzję i polemikę "Majtka", to nie zadałeś sobie trudu, aby przeczytać moją odpowiedź na tę polemikę. Bo zadajesz mi pytania, czy też stawiasz zarzuty, które w sposób jasny odparłem w tym moim drugim tekście.
Moją intencją nie było bowiem atakowanie nikogo, a jedynie wyrażenie publicznie swojego zdania na określony temat, do czego mam prawo, a możliwość takiej wypowiedzi stworzył serwis www.szanty.com.pl . O samym festiwalu mogę jako uczestnik konkursu wypowiadać się w samych superlatywach. Wszystko było dopięte i przemyślane: noclegi, próby, nagłośnienie, miejsce dla zespołów konkursowych, przebieg koncertów itp. Nawet pomysł, aby na www.szanty.art.pl dać m. in. relację jurora była świetnym pomysłem. Małym zgrzytem był jedynie konferansjer konkursu (który np. występ jednego z zespołów skomentował: "oni chyba byli naćpani!"), ale to jedyny negatywny punkt festiwalu w Tychach, który mi w tej chwili przychodzi do głowy.
Zarzucasz mi, że kwestionuję werdykt tyskiego jury, a przecież ja ani razu nie sformułowałem takiej myśli. Wręcz przeciwnie. Już w odpowiedzi na polemikę "Majtka" napisałem, że pod werdyktem Waszego jury mógłbym się sam podpisać z czystym sumieniem. Metafora z wróblami (na chorobę pakowałem się w te metafory, skoro naród ich nie trawi!) miała obrazować powszechne poczucie nieuchronności tego, co się stało. "Prawy Ostry" jest obecnie nie do pobicia przez żaden inny zespół konkursowy. Przed konkursem wśród zespołów pytaliśmy się: "Czy Prawi przyjadą?" Wszyscy twierdzili, że jak przyjadą to spokojnie zabiorą duży dzwon. Stało się więc to, co musiało się stać. Powiem więcej: zespół "Prawy Ostry" ma wkrótce wziąć udział w konkursie na wrocławskich "Szantach" i założę się z Tobą, Michale, o trzy piwa, że wygrają w cuglach. Żartujemy sobie nawet teraz wśród znajomych, że oni tak właściwie to nie muszą wcale przyjeżdżać. Wystarczy, że przyślą swoje zdjęcie, a i tak wygrają. A nagrodę organizatorzy wyślą im pocztą. Dlaczego? Bo nie ma dla nich obecnie konkurencji wśród zespołów podobnej klasy. Pisałem o tym zresztą w poprzednim tekście... Czy i ten żart napawa Cię podobnym niesmakiem jak moja recenzja? Wtrącenia "Sorry, chłopaki!" w tekście nie miały być (co, jak się zdaje, sugerujesz) zawoalowanymi przeprosinami (bo ja ciągle uważam, że za swój pierwszy tekst nie muszę nikogo przepraszać), a jedynie swoistym "mrugnięciem" do trzech wymienionych kapel. Było nie było o każdej z nich napisałem coś, co im się być może nie do końca musi spodobać. Chłopaki z "Róży Wiatrów" zrozumieli moje intencje idealnie. Ty i "Psia Wachta" - nie. "Prawi Ostrzy" na razie milczą.
Recenzować, czy nie recenzować?
Mam nadzieję, szanowny Doktorze, że skutecznie dotarły do Ciebie powyższe słowa, bo więcej nie chcę do nich wracać. Ale nie kończę tego tekstu, bo chcę się teraz odnieść do tego, co napisałeś na koniec. Że nie jest niby dobrą praktyką, recenzowanie występów innych zespołów. Podobnie zresztą wypowiedzieli się chłopcy z grodu Kraka, kiedy napisali: o gustach się nie dyskutuje.
Moje tradycje fascynacją muzyką pochodzą z czasów, kiedy grałem jeszcze w pewnym amatorskim punkowo-grunge'owym zespole. Było to dość dawno temu. Ponieważ nie było możliwości, aby informacje o zespołach i koncertach ukazywały się w jakimkolwiek oficjalnym obiegu, a internetu (przynajmniej tam u nas na Podkarpaciu) jeszcze nie było, wydawaliśmy różnego rodzaju Ziny (na szczęście było już ksero), gdzie sami pisaliśmy o naszej muzyce, o przeglądach, koncertach, kasetach itp. Nikogo nie dziwiło, że muzycy piszą o innych muzykach. Kto chciał pisał pod pseudonimem, kto chciał pod własnym nazwiskiem. Gdybyśmy tego nie robili, nie byłoby w ogóle możliwości poinformowania o koncertach i wydawnictwach zainteresowanych tą muzyką słuchaczy. Podobnie zresztą funkcjonowało to (i funkcjonuje chyba do dziś) w poważnych kręgach opiniotwórczych. Znasz audycję "Trzy Kwadranse Jazzu", redagowane przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego, który sam jest muzykiem? A pamiętasz Takie pismo jak "Non Stop" redagowane przez Hołdysa, który często dawał płyty do recenzowania innym muzykom? A może pamiętasz "Magazyn Muzyczny" czy później "Tylko Rock", gdzie muzycy nagminnie pisywali i rezecenzje i felietony. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego. Wręcz przeciwnie. Opinia kogoś, kto głęboko siedzi w temacie, więc i zna się na nim nieco lepiej, niż przypadkowy widz czy krytyk, jest warta chyba więcej, znacznie więcej.
Jeśli nie do końca wierzysz w to, co piszę, to popatrz, a raczej poczytaj, co o koncertach pisze się w takim znanym serwisie jak www.szanty.art.pl (znowu narobię sobie wrogów, ale trudno). Rzadko kiedy opis wychodzi poza banały typu: "była świetna atmosfera, publiczność bawiła się doskonale, konkurs stał na wysokim poziomie, było super". Takie sformułowania mogłyby opisywać właściwie każdą imprezę muzyczną, ale strasznie mało w nich treści. Tak samo mało treści jest w opisach płyt: jest tam lista utworów, parę pochwał i to wszystko. A rzeczowych uwag, czyli tych na temat warstwy tekstowej, muzycznej i aranżacyjnej mało. Mało jest tam po prostu treści. A ja lubię, kiedy rozmawia się o treściach istotnych.
Tak rozmawiali ze sobą na przykład Andrew Goltz ("Bitwy morskie" [w:] "Rejs" Nr 1 /Marzec 1999) i Jerzy Rogacki ("Pokojowe wykorzystanie energii" [w:] "Rejs" Nr 3, Maj 1999r) kiedy spierali się o trendy w polskiej piosence żeglarskiej i szancie. Byli przyjaciółmi, a polemizowali ze sobą i to publicznie. A przecież mogli o tym porozmawiać (jak ty to sugerujesz) prywatnie przy butelce piwa. Robili to jednak na łamach pisma, bo jeżeli mówi się o rzeczach publicznych i istotnych dla większej liczby ludzi, warto to robić właśnie publicznie. Odwaga jednych może zachęcić do wyrażenia własnych opinii innych i dzięki temu powstanie dyskusja. Nie ma przy tym znaczenia, czy ktoś zmieni podczas tej dyskusji swoje poglądy, czy też nie. Zawsze będzie miał za to okazję poznać argumentację innych i być może przychyli się do jednego z prezentowanych stanowisk, albo sformułuje nowe - własne. Taki dyskurs potrafi wnieść coś naprawdę nowego w skostniałe układy. Ja w to wierzę, Michale, i dlatego zabieram głos publicznie, a nie w prywatnych rozmowach przy piwie.
Dyskutanci nie muszą stawać się wrogami (mam nadzieję że, nie będzie tak ze mną i z Tobą, ani ze mną i z "Psią Wachtą"). Świadczy o tym wiele nazwisk twórców, ktorzy byli przyjaciółmi, a o sprawach istotnych (np. w kwiestii smaku czy moralności) rozmawiali ze sobą w polemikach prasowych lub nawet w utworach (Tuwim i Gałczyński, Kaczmarski i Gintrowski, Bajon i Wajda).
Wy zaś (Ty i "Psia Wachta") macie mi za złe, że śmiałem porównywać występy czy styl dwóch zespołów. Czy naprawdę chodzi Wam o to, aby wszyscy milczeli i uśmiechali się do siebie, a rozmawiali tylko po kątach, jak nikt nie słyszy? A "Psia Wachta" tak jak i wszystkie inne zespoły grające dla publiczności najpierw poddaje się świadomie i dobrowolnie osądowi tejże publiczności, a potem skarży się, że ich krzywdzę w recenzji. Gdzie konsekwencja?
Cieszę się, że zabrali głos w dyskusji pisząc o sobie, ale... nie jest to niestety głos decydujący. Bo nie twórca powinien określać dzieło, ale dzieło - twórcę. Informacje przekazane przez Krakusów są bardzo ciekawe, ale nijak mają się do mojej recenzji. Ja spisałem swoje refleksje po obejrzeniu jednego ich występu i ewentualnym porównaniu go z dwoma poprzednimi, które widziałem. Informacje o historii, planach i problemach wewnątrz zespołu mówią wiele o ich zaangażowaniu i podejściu do sprawy. Budzą oni moją szczerą sympatię (są w końcu do pewnego stopnia moimi krajanami). Nawet w bardzo wielu kwestiach jestem im skłonny przyznać rację. Ale moje porównanie stylu "Psiej Wachty" i "Róży Wiatrów" (naturalnie z koncertu w Tychach) podtrzymuję.
Zdziwiło mnie jeszcze to, że sami muzycy z "Psiej Wachty" na swojej stronie WWW śmiało i szczerze piszą o festiwalach (np. o "RAFIE"), gdzie wyrażają, także negatywne, opinie o innych zespołach (np. BraDeLi) a nawet jakby... podważają werdykt jury. Mają do tego oczywiście prawo, ale w momencie, kiedy ja o wiele delikatniej piszę o ich stylu, wpadają w oburzenie. I odmawiają mi tego prawa.
Ty, Michale, napisałeś, że mój tekst przekracza pewne ramy. Myślę, że to tylko pusta retoryka. Przecież w mojej recenzji nie używałem inwektyw, nikogo nie obrażałem, więc o jakich ramach mówisz? Owszem, mogę się mylić, w tym, co piszę, ale na pewno mam prawo do wyrażania własnego zdania. Bo dyskutować należy, a przede wszystkim właśnie o gustach.
Oczywiście w recenzji, która jest zawsze subiektywna musi być choćby cień uzasadnienia wygłaszanego zdania. Ale przecież ja w swoim tekście o "Róży Wiatrów" takie uzasadnienie wyraźnie sformułowałem. Idąc dalej tym tokiem rozumowania można powiedzieć, że jeśli recenzja zachowuje choćby minimum rzeczowości, nie może być błędna. Bo każdy ma prawo do własnego oglądu rzeczywistości. Chodzi tylko o to, by wyrażać swoje zdanie i żeby różne zdania ścierały się z sobą. By było coś takiego jak "wymiana myśli". Inaczej muzyczne środowisko (nie tylko szantowo-żeglarskie) będzie martwe. A każdy będzie milczał z obawy, że się narazi, lub z poczucia bezsensu formułowania jakiejkolwiek opinii.
Aby nie przedłużać tych rozważań, w których zawarłem to, co wydawało mi się najważniejsze, pozwolę sobie podsumować to krótko: Ty, Michale, powinienieś wnikliwiej przeczytać to, co napisałem wcześniej, zanim potępisz mnie w czambuł, a "Psia Wachta" powinna z większym spokojem podchodzić do opinii słuchaczy na temat ich twórczości.
I jeszcze jedna informacja dla "Psiej Wachty". Jak przyjedziecie do Wrocławia, na pewno się spotkamy i może będziemy wspólnie śpiewać i może nawet pić piwo. Ale ponieważ nie widzę powodu do rekompensaty - za piwo czy colę każdy zapłaci sam. Sorry, chłopaki!
Robert Kolebuk z zespołu POD MASZTEM
POWRÓT
|
|
Ostatnia aktualizacja 03/02/2003
|
|