|
Niebezpieczne szanty
Zaczęło się od szant. Słuchanie ich jest bardzo niebezpieczne. Oczywiście takie rzeczy jak "Hiszpańskie dziewczyny",
czy "Morskie opowieści" znałem od lat. Jednak pewnego pięknego dnia dorwałem jakąś stronkę i ściągnąłem sobie kilka sztuk.
Znalazłem radio szantowe. Słuchało się tego bardzo miło i jakoś tak się podobały. Puściłem je mojemu przyjacielowi.
Uzależnił się od razu. Zawsze zaczyna się tak niepozornie, od kilku sztuk... Potem sobie powtarzasz, że to nic takiego...
Poszliśmy na koncert. Zaprosiliśmy kolegę i znajomą żeglarkę. Ona nie przyszła, więc było nas trzech i trzy bilety. Zagrała
między innymi Orkiestra Samanta. Ich występ zapamiętaliśmy najlepiej. Mój przyjaciel klął ile wlezie "Jeszcze jeden bis
i ich zamorduję... nogi mi odpadną od tańczenia...". Jakiś czas później pojechałem do Opola. Zaczęliśmy z bandą dyskutować
coś o muzyce, wspomniałem coś o szantach, a kumpel oświadczył ze ma tego kilka giga. KILKA GIGA! To brzmiało jak cichy wyrok.
Następnego dnia upragniony stuff był już u mnie na dysku. Razem było tego koło 12 godzin. No więc zacząłem słuchać. W kółko
i w kółko. Zaczęło się. Zacząłem widzieć te piękne, dostojne żaglowce, spokojnie tnące fale oceanu. Ludzi krzątających się
na pokładzie. Bitwy morskie pełne krwi, dymu armat i ludzkiego krzyku. Porty pełne statków, towarów i ludzi. Zacząłem czuć,
że muszę tego zakosztować. Oświadczyłem rodzinie, że będę się wybierał na obóz żeglarski, albo coś takiego. Ojciec tylko się
uśmiechnął. Sam znał dość dobrze żeglarskie życie. Jakiś czas później rozmawiałem ze znajomą, że chcę właśnie się wybrać na
żagle. Ona mi poopowiadała jak sama właśnie wróciła z rejsu. Łapczywie łapałem każde słowo. Na koniec zapytała czy może nie
popłynąłbym z nią na Pogorii. Cóż, pomysł rejsu na morzu był niewątpliwie kuszący, ale równie mocno wydawał się odległy,
obcy, niespełniony. Wiedziałem, że matka mnie nie wypuści. O dziwo mamuśka jakoś bardzo nie protestowała. Oczywiście się
nie zgodziła, ale jej opór pozostawiał wielkie nadzieje. Jednak sam nie byłem przekonany. Do czasu... Chciałem zobaczyć ile
takie szczęście będzie mnie kosztować. Od czego jest internet? Wszedłem na stronkę Pogorii i to był koniec. Zobaczyłem
zdjęcie. To było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Piękne, napęczniałe od wiatru żagle, smukła sylwetka przebijająca się
przez fale i wszędzie błękit morza. Już wiedziałem, że chcę tam się znaleźć. To było właśnie to, o czym marzyłem. Jako, że
żagle znałęm tylko z szant, zacząłem szperać za informacjami. Czytać artykuły, nawet wygrzebałem dziecinną książkę o nauce
żeglowania. Zacząłem rozglądać się za sprzętem. Jednak, jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Ja zwykle kasa. Rejs tani nie jest,
więc trzeba było zacząć kombinować. Zacząłem myśleć jak tu zarobić, ale szło opornie. Co gorsza, ode mnie zaraziła się moja
dziewczyna. Nie to żeby mnie to martwiło jakoś mocno, ale wiedziałem, że ona asy nie zdobędzie. Coż, poszukiwania finansów
rozbiły się o mur rzeczywistości, na którym Pogoria jest jako plakat marzeń. Pozostały mi dalej sny. Wiem jedno, kiedyś
popłynę. Kiedyś na pewno. Na razie trzeba żyć tym co się ma. Dalej słucham szant i marzę o rejsie, o chyboczącym się pod
nogami pokładzie i o słonym zapachu morskiego wiatru.
Gdybym tylko nie zaczął słuchać tych szant... Nie martwiłbym się tym, że kolejne marzenie zostaje tylko marzeniem, ale czy
życie było by piękniejsze? Chyba jednak wolę po cierpieć, ale znać przyjemność jaką daje ta muzyka. Pieśni pracy, pieśni
morza. Są ja narkotyk, a ja wpadłem w ich sidła. Najgorsze jest to, że się z tego cieszę...
Valdez
POWRÓT
|
|
Ostatnia aktualizacja 03/02/2003
|
|